Isuzu D-Max trzeciej generacji zadebiutował na polskim rynku w 2020 roku. Do naszej redakcji trafiła topowa wersja LSE V-Cross. Ten wielki rasowy pickup zbudowany został na ramie a w podstawowych specyfikacjach służy jako auto do ciężkiej pracy. W zależności od wersji jego ładowność lekko przekracza tonę.
D-Max w wersji V-Cross to zupełnie inna bajka. To zdecydowanie lifestylowa odmiana D-Maxa, której twórcy skupili się na klientach, którzy aktywnie spędzają czas i sporo podróżują. Obowiązkowy jest oczywiście napęd na 4 koła z terenowym reduktorem i standardowa blokada tylnego mostu.
W Europie oferowany jest tylko jeden silnik – turbodiesel o pojemności 1,9 litra generujący 163 KM i 360Nm. Ktoś powie – nie dużo – a ja na to, że optymalnie. Na pełnym baku, przez tydzień przejechałem prawie 875km a średnie spalanie oscylowało w granicy 8 litrów na 100km. To nie jest samochód stworzony do szybkiej jazdy, ale do jazdy wszędzie. Wystarczy założyć bardziej terenowe opony i będzie to auto którym objedziesz Świat dookoła.
Klienci mają możliwość wyboru 6-biegowa skrzynia manualna albo 6-biegowy automat, testowy V-Cross miał oczywiście automat. Do skrzyni automatycznej i stylowego wyglądu bardzo pasowało ciemne wnętrze, z ciemną podsufitką jak w samochodach klasy GTI. Ciemna była też skórzana tapicerka elektrycznie regulowanych foteli – tak nadal mówię o rasowym terenowym pickupie na ramie. Nadwozie miało kolor ultramaryna, który świetnie grał z czarnymi felgami i innymi elementami wykończenia.
Podwójna kabina była przestronna, nikt z moich pasażerów nie narzekał na miejsce z tyłu, jest go aż nad to. Jeżeli zapytacie mnie o dźwięk silnika, to powiem Wam szczerze, że nie wiem, bo go nie słyszałem. Słyszałem za to gitary, perkusję, klawisze i wokal moich ulubionych wykonawców. Ośmiu głośnikowy system nagłośnienia premium surround zrobił nawet wrażenie na naszym dźwiękowcu, pracującym na co dzień z nami w Radio.
W życiu nie słyszałem lepiej grającego pickupa a jeździłem wieloma dobrymi samochodami.
Centralne miejsce na desce rozdzielczej zajmuje duży ekran dotykowy z możliwością indywidualnej konfiguracji. Dzięki Apple CarPlay & Android Auto można korzystać z ulubionej nawigacji swojego telefonu oraz słuchać streamingu na ulubionej platformie muzycznej.
Co ciekawe sterowanie dwustrefową klimatyzacją, ogrzewaniem szyb i podgrzewaniem foteli nadal realizowane jest fizycznymi przyciskami. Multifunkcyjna kierownica jest regulowana manualnie, w dwóch płaszczyznach.
Duży wyświetlacz centralny TFT 4,2″ pomiędzy analogowymi wskaźnikami, pokazuje wszystkie ważne dla kierowcy informacje. D-MAX wyposażono również w porty USB, które są zlokalizowane z przodu i z tyłu kabiny.
Reflektory Bi-LED ze zintegrowanymi światłami do jazdy w dzień mają duży zasięg i zapewniają szerokie pole widzenia.
Skrzynia ładunkowa, w porównani nawet do SUV’ów jest ogromna. Ma długość prawie metr sześćdziesiąt na metr sześćdziesiąt szerokości a wysokość burty to prawie pół metra. Testowany egzemplarz miał zamontowaną płaska pokrywę w kolorze nadwozia podkreślającą typową dla pickupa linie. Ja osobiście jestem zwolennikiem wysokiego dachu, tworzącego z pickupa prawie kombi. Na taki hard-top zawsze można zamontować namiot dachowy i wyskoczyć gdzieś na dziko na weekend.
A może preferujesz przyczepę kempingową? To tak jak ja. Isuzu D-Max może holować przyczepę hamowana o masie 3,5T. Można wiec wybierać przyczepę kempingową, albo pod łodziowa albo taka z mikrokoparką jeżeli akurat jedziesz nim do pracy.
Ceny Isuzu D-Max zaczynają się od 171 tysięcy zł brutto za samochód z podwójną kabiną w podstawowej wersji wyposażenia L.
Podróżowanie pick-upem jeszcze nigdy nie było tak komfortowym doświadczeniem.
Śpieszmy się kupować pickupy bo tak szybko wypadają z europejskiego rynku.